Śledziennictwo, smutnodur, posępnica – to tylko kilka staropolskich określeń stanu, który współcześnie nazywamy depresją. Historię leczenia tych zaburzeń opisuje w swojej książce Mira Marcinów.
Transkrypcja podcastu do pobrania pod tekstem poniżej.
„Słońce wśród czarnego nieba. Studium melancholii” to tytuł pierwszego tomu „Historii polskiego szaleństwa” wydanej przez wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Autorką opracowania jest badaczka historii psychiatrii, doktor psychologii i i filozofka, Mira Marcinów. – Zastanawiam się nad tym czy istnieje coś takiego jak polska melancholia, czy możemy mówić o jakichś ogólnych stanach mentalnych i przypisywać je dziewiętnastowiecznym Polakom. I tutaj, w warunkach nieistnienia polskiej państwowości, w sytuacji represji popowstaniowych, w jakiś sposób funkcjonowała tak zwana melancholia patriotyczna i lekarze odnotowywali epidemię melancholii – mówi.
W XIX wieku lekarze dostrzegali wiele typów i odcieni melancholii, a język, którym się posługiwali, był o wiele bardziej zniuansowany. Najpojemniejszym słowem, obok melancholii, była zaduma. Ale psychiatrzy często opisywali swoich pacjentów w sposób niemal literacki. Diagnozowali między innymi trwogę przysercową, śledziennictwo, smutnodur i posępnicę. Inaczej też podchodzono do zaburzeń mężczyzn i kobiet. Ci pierwsi mogli zostać dotknięci melancholią uwznioślającą, która była ich twórczym katalizatorem. Kobiety, według ówczesnych psychiatrów, chorowały zwykle na melancholię podbrzuszną i jeśli nawet pisały pod jej wpływem poezję, to nie była ona tak wartościowa, jak dzieła ich pogrążonych w zadumie kolegów. A nie da się ukryć, że melancholia wywierała w tamtym okresie duży wpływ na polską sztukę. O tym też przeczytamy w „Historii polskiego szaleństwa”. – Zwracam uwagę na twórczość Mickiewicza, Słowackiego, a oprócz tego też znacznie mniej znanych dziewiętnastowiecznych pisarzy, malarzy, którzy tę melancholię przedstawiali, czerpiąc również informację z medycyny, z psychiatrii ówczesnej. Gdy na przykład Wojciech Weiss maluje portret melancholika pod koniec XIX wieku, to umieszcza w klapie marynarki mniszka lekarskiego, czyli kwiat, który wówczas był uważany za rodzaj najlepszego lekarstwa na melancholię – opowiada autorka.
O zadumie, dziewiętnastowiecznej psychiatrii i historii polskiego szaleństwa rozmawiamy z Mirą Marcinów. Zachęcamy do słuchania.
Archeologia polskiego szaleństwa – transkrypcja podcastu